Czarownica Bellów
Prezydent USA Andrew Jackson (urzędował w latach 1829-37), zwany "Old Hickory" nie był człowiekiem strachliwym, ale nawet on był mocno poruszony strasznymi wydarzeniami rozgrywającymi się na plantacji w Tennessee, kiedy to w początkach XIX wieku złośliwy poltergeist przysparzał udręki rodzinie Bellów.
Prezydent jechał konnym wozem drogą prowadzącą na plantację jego bliskiego przyjaciela Johna Bella. Posiadłość ta leżała w stanie Tennessee. Nagle wóz stanął jak wryty, choć konie z całej siły ciągnęły do przodu. Jackson wykrzyknął głośno, że to chyba jakieś czary, a wtedy w powietrzu rozległ się głos mówiący "Niech wóz się poruszy". I w tym momencie - jak twierdził prezydent - wóz ponownie zaczął się toczyć.
Plantacja Johna Bella, w której zatrzymał się Jackson, znana była z działalności wyjątkowo dokuczliwego poltergeista zwanego Czarownicą Bellów. Przez 4 lata, między 1817 i 1821 ta istota hałasowała zarówno w domu, jak i na zewnątrz. Nie poprzestawała na stukocie - wywoływała także odgłosy przypominające nagonkę z psami. Poza tym wyciągała pościel z łóżek ośmiorga dzieci Bellów, klepała je, szczypała i ciągnęła za włosy. Rodzina i służba byli obrzucani kamieniami oraz kawałkami drewna. Wprawdzie dwóch chłopców Bellów zostało pewnego razu przyłapanych na rzucaniu patykami, ale było jasne, że tylko naśladują ducha i nie mogą być sprawcami wszystkich wydarzeń.
Wyczyny ducha koncentrowały się wokół 12-letniej Betsy Bell. Gdy przebywała u sąsiadów poltergeist podążał za nią. W swojej złośliwości duch spowodował nawet, że dziewczynka zaczęła wymiotować igłami oraz szpilkami.
Bellowie próbowali nakłonić ducha do rozmowy. Najpierw słyszeli jedynie niewyraźne dźwięki i świsty, ale po pewnym czasie dał się słyszeć dość wyraźny, skrzekliwy głos "Jestem duchem, który był kiedyś szczęśliwy, mój spokój został jednak zakłócony i teraz jestem nieszczęśliwy". Później było słychać jeszcze inne głosy. Mało tego - coś zaczęło nękać Johna Bella. Niewidzialne ręce wymierzały mu silne uderzenia.
Gdy wieści o niezwykłych wydarzeniach rozeszły się po okolicy, do posiadłości Bellów ściągnęło wielu gości chcących ujrzeć na własne oczy wyczyny ducha. Wielu z nich nie zawiodło się: im poltergeist też poświęcił uwagę. Jednemu na przykład ściągnęła pościel z łóżka.
W końcu duch oświadczy: "Jestem starą Kate - wiedźmą Bellów i będę dręczyć Johna Bella aż do jego śmierci". Co też duch rzeczywiście robił, do roku 1820, kiedy to nieszczęsny John Bell zmarł po spożyciu trucizny, która w dziwny sposób znalazła się w butelce z lekarstwem.
Nigdy nie zdołano ustalić czy było to samobójstwo, czy też morderstwo. Wkrótce po tym zdarzeniu w kominku rozległy się dźwięki przypominające armatni wystrzał i odezwał się głos: "Odchodzę i nie będzie mnie przez 7 lat". Duch dotrzymał słowa. Zjawił się ponownie w roku 1828, lecz tym razem działał o wiele mniej dokuczliwie i bardzo krótko, gdyż zaledwie przez 2 tygodnie.
Prezydent jechał konnym wozem drogą prowadzącą na plantację jego bliskiego przyjaciela Johna Bella. Posiadłość ta leżała w stanie Tennessee. Nagle wóz stanął jak wryty, choć konie z całej siły ciągnęły do przodu. Jackson wykrzyknął głośno, że to chyba jakieś czary, a wtedy w powietrzu rozległ się głos mówiący "Niech wóz się poruszy". I w tym momencie - jak twierdził prezydent - wóz ponownie zaczął się toczyć.
Plantacja Johna Bella, w której zatrzymał się Jackson, znana była z działalności wyjątkowo dokuczliwego poltergeista zwanego Czarownicą Bellów. Przez 4 lata, między 1817 i 1821 ta istota hałasowała zarówno w domu, jak i na zewnątrz. Nie poprzestawała na stukocie - wywoływała także odgłosy przypominające nagonkę z psami. Poza tym wyciągała pościel z łóżek ośmiorga dzieci Bellów, klepała je, szczypała i ciągnęła za włosy. Rodzina i służba byli obrzucani kamieniami oraz kawałkami drewna. Wprawdzie dwóch chłopców Bellów zostało pewnego razu przyłapanych na rzucaniu patykami, ale było jasne, że tylko naśladują ducha i nie mogą być sprawcami wszystkich wydarzeń.
Wyczyny ducha koncentrowały się wokół 12-letniej Betsy Bell. Gdy przebywała u sąsiadów poltergeist podążał za nią. W swojej złośliwości duch spowodował nawet, że dziewczynka zaczęła wymiotować igłami oraz szpilkami.
Bellowie próbowali nakłonić ducha do rozmowy. Najpierw słyszeli jedynie niewyraźne dźwięki i świsty, ale po pewnym czasie dał się słyszeć dość wyraźny, skrzekliwy głos "Jestem duchem, który był kiedyś szczęśliwy, mój spokój został jednak zakłócony i teraz jestem nieszczęśliwy". Później było słychać jeszcze inne głosy. Mało tego - coś zaczęło nękać Johna Bella. Niewidzialne ręce wymierzały mu silne uderzenia.
Gdy wieści o niezwykłych wydarzeniach rozeszły się po okolicy, do posiadłości Bellów ściągnęło wielu gości chcących ujrzeć na własne oczy wyczyny ducha. Wielu z nich nie zawiodło się: im poltergeist też poświęcił uwagę. Jednemu na przykład ściągnęła pościel z łóżka.
W końcu duch oświadczy: "Jestem starą Kate - wiedźmą Bellów i będę dręczyć Johna Bella aż do jego śmierci". Co też duch rzeczywiście robił, do roku 1820, kiedy to nieszczęsny John Bell zmarł po spożyciu trucizny, która w dziwny sposób znalazła się w butelce z lekarstwem.
Nigdy nie zdołano ustalić czy było to samobójstwo, czy też morderstwo. Wkrótce po tym zdarzeniu w kominku rozległy się dźwięki przypominające armatni wystrzał i odezwał się głos: "Odchodzę i nie będzie mnie przez 7 lat". Duch dotrzymał słowa. Zjawił się ponownie w roku 1828, lecz tym razem działał o wiele mniej dokuczliwie i bardzo krótko, gdyż zaledwie przez 2 tygodnie.
Komentarze
Prześlij komentarz