Sati
W 1829 roku Brytyjczycy oficjalnie zakazali kultywowania obrzędu, nazwanego przez nich mylnie sati - samopalenia wdów na stosie pogrzebowym męża. Zwyczaj ten był wyrazem miłości pełnej oddania żony pragnącej towarzyszyć mężowi nawet po jego śmierci i zyskać dzięki takiemu czynowi zasługi w przyszłym życiu dla siebie, jak i dla niego.
Kobieta siadała na stosie trzymając na kolanach głowę zmarłego męża. Czasem przed zapaleniem stosu oszałamiano ją narkotykami, czasem wiązano, aby nie mogła wyskoczyć z płomieni. Niektóre kobiety szły dobrowolnie, ale zdarzały się też przypadki stosowania przymusu. Jeśli wdowa była w ciąży, czekano aż urodzi i odchowa dziecko do 3 miesiąca. Dopiero wtedy mogła się spalić. Gdy umierał król, nierzadko palono wraz z nim wszystkie jego żony oraz nałożnice.
Zabroniony przez Anglików zwyczaj paradoksalnie właśnie w czasach kolonialnych przybrał największe rozmiary. Niegdyś dotyczył głównie społeczności wojowników i miał charakter wyłącznie dobrowolny. Wiele kobiet decydowało się na taki akt woląc heroiczną śmierć niż ciężki los wdowy. Wypadki samopalenia wdów zdarzały się i po zakazaniu obrzędu, ale na mniejszą skalę.
W 1861 roku, gdy zmarł maharadża Udajpuru, zamiast licznych żon i nałożnic w drodze na stos towarzyszyła mu jedynie służebna.
Obecnie chociaż sati jest prawnie zakazane, to prasa od czasu do czasu donosi o tego typu przypadkach.
Kobieta siadała na stosie trzymając na kolanach głowę zmarłego męża. Czasem przed zapaleniem stosu oszałamiano ją narkotykami, czasem wiązano, aby nie mogła wyskoczyć z płomieni. Niektóre kobiety szły dobrowolnie, ale zdarzały się też przypadki stosowania przymusu. Jeśli wdowa była w ciąży, czekano aż urodzi i odchowa dziecko do 3 miesiąca. Dopiero wtedy mogła się spalić. Gdy umierał król, nierzadko palono wraz z nim wszystkie jego żony oraz nałożnice.
Zabroniony przez Anglików zwyczaj paradoksalnie właśnie w czasach kolonialnych przybrał największe rozmiary. Niegdyś dotyczył głównie społeczności wojowników i miał charakter wyłącznie dobrowolny. Wiele kobiet decydowało się na taki akt woląc heroiczną śmierć niż ciężki los wdowy. Wypadki samopalenia wdów zdarzały się i po zakazaniu obrzędu, ale na mniejszą skalę.
W 1861 roku, gdy zmarł maharadża Udajpuru, zamiast licznych żon i nałożnic w drodze na stos towarzyszyła mu jedynie służebna.
Obecnie chociaż sati jest prawnie zakazane, to prasa od czasu do czasu donosi o tego typu przypadkach.
Komentarze
Prześlij komentarz