vilcacora - indiańska legenda

   Vilcacora jest pnączem z amazońskiej selwy, osiągającym nawet 30 m długości. Jej dobroczynne właściwości są znane od tysięcy lat, co potwierdzają najnowsze badania z różnych instytucji ze świata.

"Indiańska legenda 
Tasurinchi był pierwszym Ashaninkiem. Był indiańskim Adamem. Nie miał jeszcze żony, bo na początku tylko on był na świecie i dlatego sam musiał i gotować, i prać, i polować. Straszne było życie Tasurinchiego. Pracy miał bez liku. Od ciągłego myślenia, jak zdoła sobie ze wszystkim poradzić, bolała go głowa. 
Idąc, a właściwie biegnąc przez las, spotkał pumę. „Boli mnie brzuch” – poskarżył się. „Wczorajsza strawa była chyba nieświeża. Może wiesz, kochana pumo, co powinienem zrobić?” 
Puma podeszła do drzewa, sięgnęła po oplatającą je grubą lianę i pazurami zdarła z niej trochę kory. „Weź to pod język i ssij” – poradziła Tasurinchiemu. „To ci pomoże”. „Co to takiego?” – zapytał. „Jak to, nie wiesz? To przecież vilcacora”. 
Tasurinchi posłuchał pumy i już po chwili dolegliwości ustąpiły. Ale co z tego, skoro nadal bolała go głowa. „Co zrobić, żeby pozbyć się jeszcze tego strasznego bólu pod czaszką?” – zastanawiał się i biegł dalej. Po krótkiej chwili spotkał kapibarę, która szła w kierunku rzeki. „Okropnie boli mnie głowa” – powiedział. „Nie wiesz, kochana kapibaro, co mogłoby mi pomóc?” 
Kapibara podeszła do pnia oplecionego jakąś rośliną i z jej mocnej łodygi swoimi ostrymi jak noże zębami zeskrobała trochę rdzawego proszku. „Rozpuść to w wodzie i wypij” – powiedziała. „Za chwilę zapomnisz o bólu głowy”. „Co to takiego?” – zapytał Tasurinchi. „Jak to, nie wiesz? To przecież vilcacora”. 
Tasurinchi sporządził wywar i wypił go, krzywiąc się, bo był gorzki. Zanim zdążył pomyśleć, że powinien znów ruszyć w drogę, poczuł, że głowa już go nie boli. „Fantastycznie!” – pomyślał. „Ale co z tego, skoro tak piecze mnie ta rana na ręce...” 
Z naprzeciwka nadszedł tapir. „Witam cię, tapirze” – zawołał Tasurinchi. „Może mógłbyś mi, przyjacielu, poradzić, jak powinienem opatrzyć tę piekącą rękę?”
Tapir powęszył chwilę wokół swym długim nosem, a następnie podszedł do drzewa, po którym ku górze pięło się coś w rodzaju bluszczu. Kilka razy uderzył kopytem w jego grubą łodygę, oderwał kawałek kory i podał go Tasurinchiemu. „Zrób sobie opatrunek z tej kory” – powiedział. „To na pewno ci pomoże. Ja, ilekroć zranię sobie racicę, zawsze okładam ją vilcacorą...” 
„To też jest vilcacora? – zdziwił się Tasurinchi i poprosił: „Czy mógłbyś urwać dla mnie jeszcze jeden jej kawałek?” Nagle bowiem zrozumiał, że znalazł chyba rozwiązanie wszystkich trapiących go kłopotów. „Bardzo mi się spieszy i nie będę miał czasu, żeby się zatrzymywać, a bardzo bym chciał mieć trochę tej kory na zapas...”"

Komentarze

Popularne posty