Kod da Vinci

     Kojarzycie książkę Dana Browna pt. "Kod Leonarda da Vinci"? Swego czasu zrobiła niemałe zamieszanie. Byli tacy, którzy twierdzili, że to bluźnierstwo, zwykła, tania sensacja, która nie ma nic wspólnego z życiem Jezusa, a niektóre fakty zostały odpowiednio naciągnięte, żeby uwiarygodnić całą historię. Byli też i tacy, którzy twierdzili, że Brown nie minął się z prawdą. Może nie wszystko w książce było prawdą, ale z pewnością dużo rzeczy, które Chrześcijanie uważają za pewnik nim nie jest. Zresztą to nic nowego. Kościół katolicki od wieków przeinacza fakty i przedstawia historię tak, żeby była jak najbardziej zbliżona do tego, co głosi. A fakty? 

    Zacznijmy od tego, że na obrzeżach głównego nurtu chrześcijaństwa płynącego korytem wyznaczonym przez pogańskiego cesarza Rzymu, tj. Konstantyna Wielkiego, od zawsze istniał drugi nurt, silnie związany z gnostycyzmem. Jeszcze chwila dla głównego nurtu. Otóż według niego, Jezus był synem Boga, a więc nie mógł być zwykłym mężczyzną ani tym bardziej mieć żony i dzieci. Nie mógł kochać kobiety. Sama myśl o tym wywoływała oburzenie i sprzeciw ortodoksów, którzy nie mogli zrozumieć, że zarówno żona, jak i dzieci w ogóle nie odbierały mu świętości. Ba, dzięki temu jego poświęcenie byłoby tym większe, pełniejsze. Ale nie, ortodoksi kategorycznie odrzucili taką możliwość. I tutaj właśnie pojawia się ten drugi nurt. Według gnostyków Jezus posiadał tytuł rabbiego (bo jakby na to nie patrzeć, był Żydem wychowanym w tradycji judaizmu), w związku z powyższym musiał być żonaty. To po pierwsze. Po drugie, jego żona - Maria Magdalena - nie była ladacznicą! Była siostrą Marty z Betanii (tutaj warto sobie przypomnieć słynną przypowieść o dwóch siostrach - Marii i Marcie). Maria była właśnie tą kobietą, która później namaściła stopy Jezusa olejkiem. A w tamtej kulturze tę czynność mogła wykonywać jedynie żona. Żona, a nie zupełnie obca, przypadkowa kobieta.

    Niestety, wskutek wielu, wielu, wielu usilnych lat pracy nad fałszowaniem historii (a kościół jest w tym naprawdę dobry), Maria z Betanii stała się Marią Magdaleną - ladacznicą. 

    Grzegorz I (biskup Rzymu w latach 590 - 604) oraz św. Bernard (1090 - 1153) - opat cystersów w Clairvaux - potwierdzili w swoich pismach, że Maria z Betanii była identyczna z Marią Magdaleną.

    I tutaj warto zrobić małą dygresję. W apokryficznej "Ewangelii Filipa" stosunki pomiędzy Jezusem a Marią zostały opisane wprost: "A towarzyszką Zbawcy jest Maria Magdalena. Bowiem Chrystus kochał ją bardziej niż wszystkich uczniów i często całował w usta. Reszta była tym urażona i wyrażała naganę. Mówili mu: Czemu kochasz ją bardziej niż nas? Zbawca odpowiedział im: Czemu nie kocham was tak, jak jej...? Wielka jest tajemnica małżeństwa - bo bez niej świat by nie istniał. Teraz istnienie świata zależy od człowieka. A istnienie człowieka od małżeństwa".

    Wracając do poprzedniego wątku... Dlaczego Jezusowi odebrano żonę? Odebrano mu nie tylko żonę, ale też wykształconą kobietę, której ponoć słuchał rad. Tym samym celowo osłabiono pozycję kobiety w chrześcijaństwie. A jak to później wyglądało... Wystarczy tylko wspomnieć obrzydliwe polowanie na czarownice.

    Kolejna kwestia. Gdy Jezus umierał na krzyżu (a wg niektórych gnostyków to nie on umarł na krzyżu, ale to już temat na inny artykuł), to miał nie tylko żonę, ale także syna. W obawie przed prześladowaniami, Józef z Arymatei zabrał Marię Magdalenę z dzieckiem i popłynął do Europy. Niektóre gnostyckie teksty z Nag Hammadi opisują ich krótki pobyt w Egipcie.

    W Europie tak Maria Magdalena, jak i jej syn cieszyli się wielkim poważaniem w tamtejszych, wciąż niewielkich i nielicznych wspólnotach. Potomkowie Jezusa stali się królami. To właśnie oni stworzyli dynastię Merowingów - którzy ponoć leczyli nakładaniem rąk. Niestety, weszli oni w konflikt z papieżami, co akurat niespecjalnie powinno dziwić. Papieże nie mogli przeboleć, że Merowingowie byli ważniejsi od nich i byli spadkobiercami tronu Piotrowego. Kolejne intrygi doprowadziły do tego, że Merowingowie upadli, a ich potomkowie musieli się zacząć ukrywać, żeby nie zginąć.

    I tutaj właśnie pojawia się tajemniczy Zakon Syjonu, którego naczelnym celem było i ponoć nadal jest: chronić ukrywających się potomków Jezusa. I jak Merowingowie ostatecznie zniknęli z kart historii, tak jak i przepadła wieść o żonie i dziecku Jezusa, a dogmat o jego wiecznej czystości - za sprawą kościoła, jakżeby inaczej - ugruntował się na dobre, tak wciąż są pewne nieścisłości. 

    A teraz pytanie: skoro Dan Brown opisał czystą fikcję, to czemu kościół katolicki dostał aż takich spazmów i wpadł w histerię? Z powodu zwykłej książki?


Komentarze

Popularne posty